środa, 22 kwietnia 2015

Koniec kina "Bałtyk"

Dziś rano usłyszałam w radiowych wiadomościach (ogólnopolskich) o likwidacji naszego "Bałtyku".
Sprawdziłam w gazecie - i niestety to prawda - TU


Wolę nie komentować tego typu doniesień, bo tylko mi się ciśnienie podnosi na ten zalew  światowej komercji niszczący relikty przeszłości. A ja do tych reliktów jestem szczególnie przywiązana, bo większość życia z nimi spędziłam.

Pierwszy raz byłam w tym kinie w swoich szkolnych czasach pod koniec lat 60-tych. Pamiętam dobrze, bo było to dla mnie duże przeżycie kinowe. Oglądałam bowiem film (również po raz pierwszy) na ekranie szerokości 70 mm  - był to sławny "Spartakus" z Kirkiem Douglasem w roli głównej.
Taki ekran to wtedy była nowość na skalę ogólnopolską. "Bałtyk" był pierwszym w Polsce kinem przystosowanym do projekcji szerokoformatowej (modernizacja w 1967). We wszystkich innych kinach oglądaliśmy filmy na małych ekranach, a tu taki wspaniały szeroki obraz. Co miało dodatkowe znaczenie przy filmie panoramicznym. Cena biletów była znacząco większa (50 zł), podczas gdy bilety do innych kin były o wiele tańsze. Oczywiście film wyświetlany był u nas kilka lat później, jak zwykle w przypadku filmów zachodnich "z poślizgiem" czasowym.

Dalej nie piszę,  bo cisną mi się na usta nieładne wyrazy...

wtorek, 14 kwietnia 2015

W tumanach kurzu

W związku z budową dworca przedostanie się z punktu A do punktu B  ulicą Kilińskiego do Tuwima - w prostej linii to zaledwie kilka przystanków tramwajowych, teraz wymaga jazdy komunikacją z przesiadkami "przez trzecią wieś" (korki na Tuwima w godzinach szczytu bezcenne!)...  albo okrężną krótszą drogą z jedną przesiadką plus  przedzieranie się w labiryncie ogrodzeń budowlanych - w pakiecie z wdychaniem kurzu na gruzach hotelu Centrum  oraz produkowanego przez maszyny "robiące" ulicę Kilińskiego przy dawnej Poczcie Głównej
Ze względu na brak czasu i cierpliwości wybieram opcję drugą - wysiadam na skrzyżowaniu Kilińskiego i Narutowicza z pięknym widokiem na odnowiony Hotel Polonia; idę sobie wyznaczoną trasą, w której ulica znika, a po pokonaniu małego toru przeszkód znajduję się ponownie na ulicy, która chwilowo kończy się na tym płocie... za  sobą pozostawiam dziurę czyli wielką budowę.


Odcinek od płotu do Poczty chwilami przypomina burzę piaskową na pustyni - jak wiatr mocno zawieje przydałaby się maska.

Ale nawet piękna pogoda nie pomoże brzydocie tego miejsca... brzydocie zaniedbania i ruiny.
Wieloletni brud i zanieczyszczenia powietrza skutecznie zamazują piękno szczegółów.


Dlatego takie zdjęcia ustawiam w wersji czarno-białej.

 



poniedziałek, 13 kwietnia 2015