czwartek, 29 grudnia 2016
środa, 28 grudnia 2016
środa, 14 grudnia 2016
Dawniej i dziś, czyli magia refotografii
Od autora:
"Zapewne
wielu z nas obserwując jakieś miejsce, myśli czasem: ciekawe, jak
wyglądało ono kiedyś? Gdybyśmy na chwilę mogli przenieść się w
czasie..."
Ta książka to idealna odpowiedź na moje osobiste zapotrzebowanie.
Urodziłam się i mieszkam całe życie w tym samym mieście... w tej samej dzielnicy...
Chodzę
po tych samych ulicach... mijam te same domy, które pamiętam z
dzieciństwa... widzę, jak powoli znika stara zabudowa (szczególnie w
ostatnich latach).
Nie
jest ważne, o jaki miasto chodzi - analogiczne odczucia może mieć
każdy, kto jest związany ze swoim miastem "od zawsze". I raczej nie
zapowiada się u mnie zmiana miejsca zamieszkania.
Ma to swoje dobre i złe strony.
Dobre,
bo ja jestem u siebie... nikt mnie nie obrazi jak niejednego imigranta,
że nie ma tu dla mnie miejsca... Znam nie tylko ulice, budynki, zabytki
i byle jakie chałupiny, ale także wielu ludzi - sąsiadów, koleżanki ze
szkoły, znajomych z pracy, panie ze sklepiku naprzeciwko, koleżanki
mojej córki, rodziców tych koleżanek, panie z biblioteki, lekarzy z
przychodni... Mogłabym tak długo wymieniać...
Złe
strony to oszukańczy upływ czasu - żyjąc w jednym miejscu, patrząc na
to samo otoczenie, jesteśmy jakby cały czas tamtym dzieckiem z
podstawówki (którą mijam za każdym razem idąc do lekarza). I tylko
zmiany tego otoczenia przypominają nam, że czas nie czeka, a tamto
dziecko jest już dzisiaj kimś zupełnie innym.
W pewnym momencie (już chyba w dorosłym życiu) zaczęłam myśleć o przeszłości mojej okolicy.
Mieszkam
w sercu starych Bałut... chodzę ulicami Litzmannstadt Ghetto... mijam
kamienice pamiętające świat przedwojennej nędzy i występku.
"Jak wyglądały te ulice, zanim powstały tu powojenne bloki?" - takie pytanie nasuwało się coraz częściej, pozostając wtedy bez odpowiedzi.
Pierwsza
taką możliwość podróży w czasie zobaczyłam we Włoszech, gdy byliśmy tam
w 1978 roku. W Pompejach widziałam na straganie z turystycznymi
pamiątkami album ze zdjęciami Pompejów, a każde strona ze zdjęciem miała
przezroczystą nakładkę z naniesionymi brakującymi fragmentami. Nie
pamiętam techniki wykonania, ale efekt był kapitalny. Nagle widziało się
"zdjęcia" Pompejów przed zniszczeniem.
Aż przyszedł czas internetu i odkryłam bloga ReFotografie.
Mogę powiedzieć, że zostałam dosłownie oczarowana obrazkami odsłaniającymi wspólną przeszłość i teraźniejszość. Aktualnie autor bloga niestety zawiesił jego prowadzenie, przenosząc się na fb.
A sam blog powstał w 2009 roku jako kontynuacja tej właśnie książeczki. zawierającej ponad 100 starych fotografii wraz z ich współczesnymi odpowiednikami. Chociaż przeglądając teraz po raz kolejny ten albumik (to mi się nigdy nie znudzi), znalazłam kolejne zmiany, powstałe już po wydaniu książki - na przykład okolice dworca Łódź Fabryczna.
Obecnie można już znaleźć w internecie wiele stron publikujących stare zdjęcia, więc przybywa osób amatorsko bawiących się w takie składanki (z lepszym lub gorszym skutkiem). Ja też coś robię, ale na razie z braku czasu mam fazę początkową. Chociaż moje współczesne zdjęcia są takie sobie i oczywiście nie zamierzam nawet próbować dorównać technicznemu mistrzostwu i precyzji ustawienia zdjęć przez autora.
Mam jedną, ale za to wielką pretensję do wydawnictwa - format książeczki.
Tak, bo to jest książeczka... zaprojektowana w nietypowym rozmiarze. Nie znam technicznych numerków - ja widzę kwadratową okładkę (15x15cm). A biorąc pod uwagę, że zdjęcia w środku są jeszcze mniejsze, to wystarczy do złego humoru czytelnika oglądającego takie maleństwa. Tak wiele szczegółów ucieka, są nieczytelne... a fotografia potrzebuje przestrzeni, żeby mogła oddać jak najwięcej. Pewnie zagrały tu względy ekonomiczne, ale tego rodzaju oszczędzanie - w domyśle "większy format, większa cena, więc mniej osób kupi książkę", mnie nie przekonują. Nie w przypadku tego rodzaju wydawnictw.
Mogę powiedzieć, że zostałam dosłownie oczarowana obrazkami odsłaniającymi wspólną przeszłość i teraźniejszość. Aktualnie autor bloga niestety zawiesił jego prowadzenie, przenosząc się na fb.
A sam blog powstał w 2009 roku jako kontynuacja tej właśnie książeczki. zawierającej ponad 100 starych fotografii wraz z ich współczesnymi odpowiednikami. Chociaż przeglądając teraz po raz kolejny ten albumik (to mi się nigdy nie znudzi), znalazłam kolejne zmiany, powstałe już po wydaniu książki - na przykład okolice dworca Łódź Fabryczna.
Obecnie można już znaleźć w internecie wiele stron publikujących stare zdjęcia, więc przybywa osób amatorsko bawiących się w takie składanki (z lepszym lub gorszym skutkiem). Ja też coś robię, ale na razie z braku czasu mam fazę początkową. Chociaż moje współczesne zdjęcia są takie sobie i oczywiście nie zamierzam nawet próbować dorównać technicznemu mistrzostwu i precyzji ustawienia zdjęć przez autora.
Mam jedną, ale za to wielką pretensję do wydawnictwa - format książeczki.
Tak, bo to jest książeczka... zaprojektowana w nietypowym rozmiarze. Nie znam technicznych numerków - ja widzę kwadratową okładkę (15x15cm). A biorąc pod uwagę, że zdjęcia w środku są jeszcze mniejsze, to wystarczy do złego humoru czytelnika oglądającego takie maleństwa. Tak wiele szczegółów ucieka, są nieczytelne... a fotografia potrzebuje przestrzeni, żeby mogła oddać jak najwięcej. Pewnie zagrały tu względy ekonomiczne, ale tego rodzaju oszczędzanie - w domyśle "większy format, większa cena, więc mniej osób kupi książkę", mnie nie przekonują. Nie w przypadku tego rodzaju wydawnictw.
niedziela, 11 grudnia 2016
Nowy stary dworzec
Widok Dworca Łódź-Fabryczna, fot. Włodzimierz Pfeiffer, 1930, Archiwum Państwowe w Łodzi, licencja PD, Wikimedia Commons - źródło
Okazja jest szczególna... historyczna chwila i nasze uczestniczenie w tworzeniu się historii miasta.
Dzisiaj rano - o godz. 5.30 wjechał pierwszy pociąg z pasażerami na dworzec Łódź Fabryczna.
Na nowy dworzec... podobno najnowocześniejszy w Polsce - już nazywany
Płaszczką... po pięciu latach całkowitej przebudowy tego miejsca.
Przez pięć lat była to wielka dziura... najpierw powstająca z
usuwanego systematycznie starego dworca... stopniowo zapełniana
elementami nowego.
Jeszcze nie widziałam dzisiaj dworca "na żywo", bo mocno padało cały dzień, więc chwilowo wykorzystam zdjęcie z internetu.
Dworzec w czasach minionych...
spokojnie sobie egzystuje, nie przeczuwając przyszłości... podobnie jak hotel "Centrum", z którego prawdopodobnie zdjęcie zostało zrobione - obu już nie ma...
14 października 2011 roku - Byliśmy na starym dworcu, czekając na
przyjazd rodziny i był to właśnie wjazd ostatniego pociągu z
pasażerami...Dworzec w czasach minionych...
spokojnie sobie egzystuje, nie przeczuwając przyszłości... podobnie jak hotel "Centrum", z którego prawdopodobnie zdjęcie zostało zrobione - obu już nie ma...
Po niewczasie pomyślałam, że mogliśmy zabrać sobie tę tablicę na pamiątkę, bo jak się później okazało ludzie swobodnie zabierali z dworca przeróżne przedmioty. Ale tego dnia nie wiedzieliśmy, że tak można.
Nie robiłam zdjęć placu budowy w ciągu tych pięciu lat, chociaż
często przejeżdżałam obok. Zapisałam sobie te obrazy w pamięci, a na
szczęście wielu innych miłośników Łodzi utrwalało wszystkie fazy
powstawania nowego dworca.
Maj 2012 rok - najdelikatniejsze (podobno) prace przy rozbiórce
historycznych fasad budynku, wokół którego już nie ma torów, bocznic,
parkingów i reszty współczesnej zabudowy
Tylko raz zabrałam ze sobą aparat, wiedząc, że będę pokonywać tor
przeszkód tuż obok ogrodzenia placu budowy. Nie mogłam zmarnować takiej
okazji i zrobiłam kilka zdjęć przez dziurę w ogrodzeniu.
Marzec 2015
I wreszcie... po przedłużanych terminach zakończenia budowy ...
początek nowego rozdziału w historii Łodzi
źródło
niedziela, 6 listopada 2016
czwartek, 3 listopada 2016
Nie popieram
Przypadkowo trafiłam w internecie na stronę akcji popierającej nazwanie nowych ulic (powstającym przy okazji przebudowy dworca Łódź-Fabryczna) nazwiskami łódzkich fabrykantów. Nie podoba mi się ten pomysł
sobota, 29 października 2016
Czas zimowy... czas letni...
"30 kwietnia 1916, niedzielaZgodnie z zarządzeniem władz Generalnego Gubernatorstwa Warszawskiego o godzinie 11 w nocy należy przesunąć wskazówki zegarów na godzinę 12. W ten sposób po raz pierwszy dokonana zostaje zmiana czasu na tzw. czas letni. Akceptując pomysł oszczędności węgla i nafty, zgłoszony przez Hermana Resego, nauczyciela w mieście Hameln, w pruskiej prowincji Hannover, Rada Związkowa (Bundesrat) uchwaliła przesunięcie czasu zegarowego we wszystkich krajach niemieckich na okres letni o godzinę do przodu w stosunku do czasu astronomicznego"*
I
wszystko jasne, komu "zawdzięczamy" ten wątpliwej obecnie wartości
przymus, wywołujący u wielu z nas złość i zgrzytanie zębami (delikatnie
mówiąc).
Należę do tej ponad 70 % większości Europejczyków, którzy są przeciwni zmianie czasu.
Zawsze
miałam ogromne problemy z wczesną pobudką (przez lata musiałam wstawać
przed godziną 5 rano!), a już po wiosennym każdorazowym "zabraniu" mi
tej jednej porannej godziny nienawidziłam wszystko i wszystkich wokoło.
Dlaczego
do rządzących głów nie docierają potwierdzone badaniami fakty,
przemawiające przeciwko corocznym manipulacjom z zegarkami? To znaczy ja
wiem dlaczego, ale publicznie nie będę się wyrażać.
* Krzysztof R.Kowalczyński "Łódź 1915-1918, Czas głodu i nadziei", s.69
piątek, 26 sierpnia 2016
"Wesela nie będzie" (1978)
"W 1974 roku Waldemar Podgórski zrealizował film "Pójdziesz ponad sadem". Utwór uznano za jedno z najciekawszych studiów o awansie społecznym ludzi ze wsi. Główny bohater - Franek, na przekór wszystkiemu postanowił zdać maturę i mimo ogromnych trudności cel ten zrealizował. "Wesela nie będzie", choć nie jest kontynuacją tamtego filmu, to jednak wyraźnie doń nawiązuje. Kanwą scenariusza stała się znów powieść Ryszarda Bińkowskiego. Pierwszoplanową rolę gra ten sam aktor - Krzysztof Stroiński. Jego Wojtek to jakby Franek kilka lat po maturze. Teraz jest już absolwentem Akademii Medycznej. Punktem zwrotnym akcji ponownie jest śmierć ojca bohatera.
Zanim jednak to nastąpi reżyser ukazuje widzom swego bohatera podczas pracy w łódzkim szpitalu. Żyje mu się nie najgorzej. Wrósł już w miasto, w jego kulturę i obyczajowość. Oznaką tej symbiozy jest choćby to, że mieszka u swej dziewczyny. Ta jednak coraz częściej robi Wojtkowi wyrzuty, że jeszcze nie przedstawił jej swoim rodzicom. Gdy wreszcie młody lekarz postanawia odwiedzić rodzinną wieś, odzywają się wyrzuty sumienia. Czy słusznie zrobił odwracając się od swoich bliskich? Czy nie było zbyt pochopne i okrutne palenie za sobą mostów, łączących go z rodzicami, dawnymi znajomymi? Wracając do miejsc swego dzieciństwa i wczesnej młodości Wojtek uświadamia sobie, co stracił. Lecz dopiero śmierć ojca powoduje przełom w jego życiu." - FilmPolski.pl
W
filmie "zagrały" łatwo rozpoznawalne łódzkie plenery - ohydne korytarze
szpitala-kolosa im.Kopernika, plac Dąbrowskiego, ulica Piotrkowska (np.
ujęcie z piętra kamienicy, w którym widoczna jest para bohaterów z
rowerami-składakami na tle sklepu "Magda").
piątek, 22 lipca 2016
sobota, 14 maja 2016
Przed Nocą Muzeów
Dzisiaj prawdopodobnie nie wybierzemy
się wieczorem do żadnego z licznych miejsc muzealnych atrakcji, których
pojawia się z każdym rokiem coraz więcej, więc chętnie powrócę do
naszego pierwszego nocnego wypadu - z roku 2010.
Ten
wpis powstał krótko po tamtej majowej wyprawie i tak sobie czekał w
wersjach roboczych... dlaczego?... nie wiem. Być może zadziałał tu
najczęstszy powód - w myśl ludowego porzekadła "jak się sprawę odłoży, to się położy".
To było intensywne wykorzystanie oferty, byliśmy w kilku miejscach w mieście, zrobiłam trochę zdjęć.
Ze
względów osobistych (sentymenty zawodowe) najbardziej chciałam
zobaczyć małą placówkę mieszczącą się w Wojewódzkiej Bibliotece
Pedagogicznej. Dokładniej mówiąc |"budynek z kulami" mieści w sobie i
szkołę i bibliotekę i właśnie muzeum. Byłam tam wielokrotnie,
wypożyczając książki i uczestnicząc w różnych kursach, ale nigdy jakoś
nie miałam czasu na muzeum.
Ta maleńka placówka - szkoda, że tak mała, to Muzeum Oświaty Ziemi Łódzkiej - strona muzeum
Prawdę
mówiąc czuliśmy się tam z mężem sami jak te eksponaty, ponieważ dużą
część przedmiotów i sprzętów doskonale pamiętamy z czasów naszej własnej
edukacji. A w ławkach zasiadły w większości młode osoby, z zapałem
wypełniając ćwiczenie kaligraficzne.
Ławka na zdjęciu to "nowszy model" - my siedzieliśmy w innych ławkach, stanowiących całość z nogami i oparciem.
Ale
pisaliśmy takim jak na zdjęciu piórem - składającym się ze stalówki i
obsadki. Trzeba było się czasami męczyć w czasie lekcji z zakładaniem
nowej stalówki, kiedy poprzednia się złamała, a obsadka była brudna od
atramentu. Atrament w kałamarzu składał się najczęściej z rozwodnionej
cieczy, wzbogacanej przez pomysłowych kolegów kawałkami kredy, bibuły
lub pokruszonej gumki-myszki.
Mnie, jako robótkomaniaczkę, szczególnie zainteresował zeszyt z notatkami o koronkach
Wtedy sama zadałam sobie pytanie - czy taka inicjatywa, jak Noc Muzeów jest potrzebna?
Kiedy
pojawiła się po raz pierwszy wydawała mi się zbędna, ale wtedy
patrzyłam na to jak na zwykłe wydłużenie czasu otwarcia tych miejsc.
Jednak z czasem zaczęto wymyślać różne formy aktywnego zwiedzania muzeów
przeznaczone specjalnie na ten dzień, że zmieniłam zdanie.
wtorek, 3 maja 2016
100 lat temu w Łodzi
"Niepowodzenia na frontach wojennych zmuszały okupanta do szukania dróg porozumienia ze społeczeństwem polskim. Próbnym posunięciem w tym kierunku było udzielenie przez władze niemieckie w 1916 roku zezwolenia na uroczysty obchód 125 rocznicy Konstytucji 3 maja. Powołany przez mieszkańców Łodzi komitet obchodu bardzo starannie zorganizował całą uroczystość. Miasto zostało ozdobione flagami narodowymi. Wiele balkonów i wystaw sklepowych udekorowano białymi orłami.Uroczystości rozpoczęły się o godzinie ósmej rano nabożeństwem w języku polskim w świątyniach wszystkich wyznań, w czasie których śpiewano hymny: Boże coś Polskę i Jeszcze Polska nie zginęła. Po nabożeństwach wyznaczona byłą zbiórka na Targowym Rynku (dziś plac Dąbrowskiego)
Straż porządkowa wyznaczała miejsca i formowała szeregi. Hasło do ogromnego 50-tysięcznego pochodu podał sygnał grany przez doborowych trębaczy strażackich. Pochód ruszył ul. Nowo-Targową (Sterlinga), Średnią (Nowotki*), Piotrkowską do kościoła św. Stanisława Kostki (**).
Prowadził go sztandar Stowarzyszenia z Białym Orłem i wschodzącym słońcem - symbolem oświaty. Za nim szły szkoły ludowe.[...] Za młodzieżą postępowali nieliczni uczestnicy powstania styczniowego, ubrani przeważnie w czamary i z konfederatkami na głowach. Za powstańcami szli członkowie komitetu obchodu, władze miejskie, duchowieństwo wszystkich wyznań, stowarzyszenia, cechy, związki śpiewacze i sportowe. [...]
[...] do wnętrza kościoła św. Stanisława Kostki weszły delegacje, które uczestniczyły w odsłonięciu pamiątkowej tablicy, wykonanej z ciemno-czerwonego marmuru, zawierającej napis:
Roku wielkiej wojnyI wielkich nadziei NaroduW dniu pierwszego w Łodzi obchoduRocznicy Konstytucji 3 MajaNa wieczną rzeczy pamiątkę1916[...] Przy tej okazji gazety łódzkie wydały specjalne numery, poświęcone rocznicy Konstytucji Majowej. Czołową kolumnę "Godziny Polski" ozdabiał wielki wizerunek Orła Białego na czerwonym tle."
Wacław Pawlak "Na łódzkim bruku", Wydawnictwo łódzkie 1986, s.204-205
* dzisiaj ul. Pomorska
** obecnie Bazylika Archikatedralna św. Stanisława Kostki
** obecnie Bazylika Archikatedralna św. Stanisława Kostki
sobota, 12 marca 2016
Kobieta w dawnej Łodzi
"Praca poświęcono tematowi mało znanemu, lecz niezwykle ważnemu w procesie modernizacji Polski na przełomie XIX i XX w. Autorka omawia szczegółowo różne rodzaje aktywności zawodowej kobiet: od robotnic i kobiet z marginesu społecznego po inteligencję. Znaczną część pracy zajmują jednak zagadnienia związane z warunkami i stylem życia kobiet zarówno z klasy robotniczej, jak inteligencji i wielkiej burżuazji: moda, urządzenie mieszkania, sposób spędzania wolnego czasu i zabawy.
Praca oparta na szerokiej kwerendzie źródłowej – zarówno w prasie, jak też dotychczas często wcale niewykorzystywanych materiałach archiwalnych.Rok wyd. 2001"
To nie jest lekkie czytadło na jeden wieczór. To praca naukowa ze wszystkimi dobrymi cechami tego rodzaju książki.
A
dla mnie to książka taka, jakiej najbardziej poszukuję - o moim
mieście. Czytałam i powracam do fragmentów z wielką przyjemnością.
Napisana
być może dla niektórych zbyt naukowym językiem... z wieloma tabelkami i
sporą dawką statystki... jest cenna dla czytelnika z wyobraźnią. Dla
czytelnika, który potrafi wykorzystać ten koncentrat informacji, wiedzy i
dokumentów to wspaniałe przeniesienie historyczne.
Autorka przybliża dawno i bezpowrotnie miniony świat społeczeństwa Łodzi pod kątem sytuacji kobiet.
To
niezwykła podróż, bo zmieniło się właściwie wszystko ... pozostały
tylko ulice, niektóre domy, kamienice i pałace oraz miejsca wiecznego
spoczynku na cmentarzach... Tak, te miejsca to niemi świadkowie tamtych
czasów, obok dokumentów w archiwach, ale do tych nie mamy łatwego
dostępu. A możemy chodzić starymi ulicami, mijać stare domy i próbować
wyobrazić sobie inny rytm życia.
piątek, 11 marca 2016
Czas YAPY
W rodzinie rośnie już trzecie pokolenie yapowiczów, uczestniczące (jeszcze mało świadomie) w koncertach prawie od urodzenia.
Mały cytat z wiki:
Mały cytat z wiki:
"Ogólnopolski Studencki Przegląd Piosenki Turystycznej „YAPA” – cykliczna impreza o charakterze konkursu piosenki, odbywająca się w Łodzi.
Pierwsza edycja odbyła się w 1974 roku, organizatorami są organizacje studenckie: SKT PŁazik, Studenckie Radio Żak Politechniki Łódzkiej oraz od roku 1999 SKPB Łódź. Od roku 2001 jest w całości transmitowana w internecie przez TVi LODMAN.
Na Yapie pierwsze estradowe kroki stawiali między innymi Stare Dobre Małżeństwo, Bez Jacka, Wały Jagiellońskie, Bogusław Nowicki, Wolna Grupa Bukowina, Bez Idola, Wiesław Tupaczewski, Olek Grotowski, EKT Gdynia, Elżbieta Adamiak i Wojciech Wiśniewski"
poniedziałek, 8 lutego 2016
Początek Litzmannstadt Ghetto
współczesne oznaczenia granic getta na płytach chodnikowych
8 lutego 1940 roku formalnie utworzono wydzieloną dzielnicę mieszkaniowej dla Żydów na terenie Starego Miasta i Bałut.
12
lutego 1940 roku to początek masowej akcji przesiedlania Żydów do
getta, z równoczesnym wysiedlaniem z tego terenu mieszkających tam
Polaków i Niemców.
Getto było jednym z pierwszych na terenie
okupowanej Polski... jedynym całkowicie odizolowanym od reszty miasta...
najdłużej istniejącym...
Na terenie Bałut i Starego
Miasta zachowało się sporo budynków - niemych świadków tamtych
tragicznych lat, chociaż i one powoli znikają ze współczesnego
miejskiego krajobrazu.
Niektóre wydają się jednak ponadczasowe,
tak jak ten dom na ulicy Zgierskiej róg Limanowskiego (na wprost
Bałuckiego Rynku). Przez wszystkie lata mieści się w nim apteka - tylko
szyldy się zmieniają (w zależności od władzy i ustroju)
Wśród dokumentacji historycznej znajdują się również zdjęcia, rysunki, obrazy powstałe w czasie wojny i okupacji
Obraz
Lejzerowicza to zapis codzienności getta, umiejscowiony obok
najczęściej fotografowanej kładki na ulicy Zgierskiej przy Kościele
WNMP. Jednocześnie jest dla mnie zagadkowa symbolika pierwszoplanowej
sceny z dziećmi. Czy to podkreślenie wszechwładzy "króla getta" Chaima
Rumkowskiego? - wszystko zawdzięczamy panu Prezesowi...
czy
może oskarżenie o bezwzględne poświęcenie życia dzieci (Wielka Szpera)
dla ratowania życia dorosłych? Nie podejmuję się takiej analizy, tym
bardziej, że nie znam daty powstania tego obrazu.
wtorek, 19 stycznia 2016
Wyzwolenie miasta
19 stycznia 1945 to dzień wyzwolenia Łodzi przez żołnierzy Armii
Czerwonej - wyzwolenia, w ostatnich latach coraz częściej nazywanego
przez niektórych dziennikarzy i niektórych polityków "zastąpieniem
jednego okupanta przez drugiego".
Nie zgadzam się z tym, chociaż
jestem jak najdalsza od prosowieckich sympatii (szczególnie
politycznych). Coraz więcej wiem na temat niechlubnej roli tego wojska,
jaką odegrało na zajmowanych terenach. To jednak nie zmienia faktu, że w
t e d y - tego dnia, dla mieszkańców Łodzi to b y ł o wyzwolenie od Niemców.
Tak
właśnie wspomina ten dzień mój Ojciec, kilkunastoletni chłopak stojący wśród ludzi zebranych na
placu Wolności, na który wjeżdża czołg widoczny na tym zdjęciu
Ludzie
naprawdę się cieszyli z widocznego dla nich pokonania Niemców, tak
naprawdę niewiele osób tego dnia zastanawiało się nad politycznymi
skutkami wydarzeń.
Bardziej przeżywali bestialski mord na więźniach Radogoszcza, dokonany przez Niemców na kilkadziesiąt godzin przed wejściem wojsk radzieckich. Na dopalające się zgliszcza więzienia patrzyli ci sami ludzie - dorośli i dzieci. To była realnie widziana tragedia - sprawy polityczne były jeszcze daleko, chociaż i "sowietów" ludzie się wtedy też bali, nie wiedzieli co przyniosą mieszkańcom miasta razem z wolnością.
Bardziej przeżywali bestialski mord na więźniach Radogoszcza, dokonany przez Niemców na kilkadziesiąt godzin przed wejściem wojsk radzieckich. Na dopalające się zgliszcza więzienia patrzyli ci sami ludzie - dorośli i dzieci. To była realnie widziana tragedia - sprawy polityczne były jeszcze daleko, chociaż i "sowietów" ludzie się wtedy też bali, nie wiedzieli co przyniosą mieszkańcom miasta razem z wolnością.
Oryginalny post zamieściłam w 2013 roku na blogu "Notes czytelniczy"
Subskrybuj:
Posty (Atom)