Od autora:
"Zapewne
wielu z nas obserwując jakieś miejsce, myśli czasem: ciekawe, jak
wyglądało ono kiedyś? Gdybyśmy na chwilę mogli przenieść się w
czasie..."
Ta książka to idealna odpowiedź na moje osobiste zapotrzebowanie.
Urodziłam się i mieszkam całe życie w tym samym mieście... w tej samej dzielnicy...
Chodzę
po tych samych ulicach... mijam te same domy, które pamiętam z
dzieciństwa... widzę, jak powoli znika stara zabudowa (szczególnie w
ostatnich latach).
Nie
jest ważne, o jaki miasto chodzi - analogiczne odczucia może mieć
każdy, kto jest związany ze swoim miastem "od zawsze". I raczej nie
zapowiada się u mnie zmiana miejsca zamieszkania.
Ma to swoje dobre i złe strony.
Dobre,
bo ja jestem u siebie... nikt mnie nie obrazi jak niejednego imigranta,
że nie ma tu dla mnie miejsca... Znam nie tylko ulice, budynki, zabytki
i byle jakie chałupiny, ale także wielu ludzi - sąsiadów, koleżanki ze
szkoły, znajomych z pracy, panie ze sklepiku naprzeciwko, koleżanki
mojej córki, rodziców tych koleżanek, panie z biblioteki, lekarzy z
przychodni... Mogłabym tak długo wymieniać...
Złe
strony to oszukańczy upływ czasu - żyjąc w jednym miejscu, patrząc na
to samo otoczenie, jesteśmy jakby cały czas tamtym dzieckiem z
podstawówki (którą mijam za każdym razem idąc do lekarza). I tylko
zmiany tego otoczenia przypominają nam, że czas nie czeka, a tamto
dziecko jest już dzisiaj kimś zupełnie innym.
W pewnym momencie (już chyba w dorosłym życiu) zaczęłam myśleć o przeszłości mojej okolicy.
Mieszkam
w sercu starych Bałut... chodzę ulicami Litzmannstadt Ghetto... mijam
kamienice pamiętające świat przedwojennej nędzy i występku.
"Jak wyglądały te ulice, zanim powstały tu powojenne bloki?" - takie pytanie nasuwało się coraz częściej, pozostając wtedy bez odpowiedzi.
Pierwsza
taką możliwość podróży w czasie zobaczyłam we Włoszech, gdy byliśmy tam
w 1978 roku. W Pompejach widziałam na straganie z turystycznymi
pamiątkami album ze zdjęciami Pompejów, a każde strona ze zdjęciem miała
przezroczystą nakładkę z naniesionymi brakującymi fragmentami. Nie
pamiętam techniki wykonania, ale efekt był kapitalny. Nagle widziało się
"zdjęcia" Pompejów przed zniszczeniem.
Aż przyszedł czas internetu i odkryłam bloga ReFotografie.
Mogę powiedzieć, że zostałam dosłownie oczarowana obrazkami odsłaniającymi wspólną przeszłość i teraźniejszość. Aktualnie autor bloga niestety zawiesił jego prowadzenie, przenosząc się na fb.
A sam blog powstał w 2009 roku jako kontynuacja tej właśnie książeczki. zawierającej ponad 100 starych fotografii wraz z ich współczesnymi odpowiednikami. Chociaż przeglądając teraz po raz kolejny ten albumik (to mi się nigdy nie znudzi), znalazłam kolejne zmiany, powstałe już po wydaniu książki - na przykład okolice dworca Łódź Fabryczna.
Obecnie można już znaleźć w internecie wiele stron publikujących stare zdjęcia, więc przybywa osób amatorsko bawiących się w takie składanki (z lepszym lub gorszym skutkiem). Ja też coś robię, ale na razie z braku czasu mam fazę początkową. Chociaż moje współczesne zdjęcia są takie sobie i oczywiście nie zamierzam nawet próbować dorównać technicznemu mistrzostwu i precyzji ustawienia zdjęć przez autora.
Mam jedną, ale za to wielką pretensję do wydawnictwa - format książeczki.
Tak, bo to jest książeczka... zaprojektowana w nietypowym rozmiarze. Nie znam technicznych numerków - ja widzę kwadratową okładkę (15x15cm). A biorąc pod uwagę, że zdjęcia w środku są jeszcze mniejsze, to wystarczy do złego humoru czytelnika oglądającego takie maleństwa. Tak wiele szczegółów ucieka, są nieczytelne... a fotografia potrzebuje przestrzeni, żeby mogła oddać jak najwięcej. Pewnie zagrały tu względy ekonomiczne, ale tego rodzaju oszczędzanie - w domyśle "większy format, większa cena, więc mniej osób kupi książkę", mnie nie przekonują. Nie w przypadku tego rodzaju wydawnictw.
Mogę powiedzieć, że zostałam dosłownie oczarowana obrazkami odsłaniającymi wspólną przeszłość i teraźniejszość. Aktualnie autor bloga niestety zawiesił jego prowadzenie, przenosząc się na fb.
A sam blog powstał w 2009 roku jako kontynuacja tej właśnie książeczki. zawierającej ponad 100 starych fotografii wraz z ich współczesnymi odpowiednikami. Chociaż przeglądając teraz po raz kolejny ten albumik (to mi się nigdy nie znudzi), znalazłam kolejne zmiany, powstałe już po wydaniu książki - na przykład okolice dworca Łódź Fabryczna.
Obecnie można już znaleźć w internecie wiele stron publikujących stare zdjęcia, więc przybywa osób amatorsko bawiących się w takie składanki (z lepszym lub gorszym skutkiem). Ja też coś robię, ale na razie z braku czasu mam fazę początkową. Chociaż moje współczesne zdjęcia są takie sobie i oczywiście nie zamierzam nawet próbować dorównać technicznemu mistrzostwu i precyzji ustawienia zdjęć przez autora.
Mam jedną, ale za to wielką pretensję do wydawnictwa - format książeczki.
Tak, bo to jest książeczka... zaprojektowana w nietypowym rozmiarze. Nie znam technicznych numerków - ja widzę kwadratową okładkę (15x15cm). A biorąc pod uwagę, że zdjęcia w środku są jeszcze mniejsze, to wystarczy do złego humoru czytelnika oglądającego takie maleństwa. Tak wiele szczegółów ucieka, są nieczytelne... a fotografia potrzebuje przestrzeni, żeby mogła oddać jak najwięcej. Pewnie zagrały tu względy ekonomiczne, ale tego rodzaju oszczędzanie - w domyśle "większy format, większa cena, więc mniej osób kupi książkę", mnie nie przekonują. Nie w przypadku tego rodzaju wydawnictw.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz