środa, 14 grudnia 2016

Dawniej i dziś, czyli magia refotografii

Od autora: 
"Zapewne wielu z nas obserwując jakieś miejsce, myśli czasem: ciekawe, jak wyglądało ono kiedyś? Gdybyśmy na chwilę mogli przenieść się w czasie..."


Ta książka to idealna odpowiedź na moje osobiste zapotrzebowanie.
Urodziłam się i mieszkam całe życie w tym samym mieście... w tej samej dzielnicy...
Chodzę po tych samych ulicach... mijam te same domy, które pamiętam z dzieciństwa... widzę, jak powoli znika stara zabudowa (szczególnie w ostatnich latach).
Nie jest ważne, o jaki miasto chodzi - analogiczne odczucia może mieć każdy, kto jest związany ze swoim miastem "od zawsze". I raczej nie zapowiada się u  mnie zmiana miejsca zamieszkania.

Ma to swoje dobre i złe strony. 
Dobre, bo ja jestem u siebie... nikt mnie nie obrazi jak niejednego imigranta, że nie ma tu dla mnie miejsca... Znam nie tylko ulice, budynki, zabytki i byle jakie chałupiny,  ale także wielu ludzi - sąsiadów, koleżanki ze szkoły, znajomych z pracy, panie ze sklepiku naprzeciwko, koleżanki mojej córki, rodziców tych koleżanek, panie z biblioteki, lekarzy z przychodni... Mogłabym  tak długo wymieniać...
Złe strony to oszukańczy upływ czasu - żyjąc w jednym miejscu, patrząc na to samo otoczenie, jesteśmy jakby cały czas tamtym dzieckiem z podstawówki (którą mijam za każdym razem idąc do lekarza). I tylko zmiany tego otoczenia przypominają nam, że czas nie czeka, a tamto dziecko jest już dzisiaj kimś zupełnie innym.

W pewnym momencie (już chyba w dorosłym życiu) zaczęłam myśleć o przeszłości mojej okolicy.
Mieszkam w sercu starych Bałut... chodzę ulicami Litzmannstadt Ghetto... mijam kamienice pamiętające świat przedwojennej nędzy i występku.

"Jak wyglądały te ulice, zanim powstały tu powojenne bloki?" - takie pytanie nasuwało się coraz częściej, pozostając wtedy bez odpowiedzi.
Pierwsza taką możliwość podróży w czasie zobaczyłam we Włoszech, gdy byliśmy tam w 1978 roku. W Pompejach widziałam na straganie z turystycznymi pamiątkami album ze zdjęciami Pompejów, a każde strona ze zdjęciem miała przezroczystą nakładkę z naniesionymi brakującymi fragmentami. Nie pamiętam techniki wykonania, ale efekt był kapitalny. Nagle widziało się "zdjęcia" Pompejów przed zniszczeniem.

Aż przyszedł czas internetu i odkryłam bloga ReFotografie
Mogę powiedzieć, że zostałam dosłownie  oczarowana obrazkami odsłaniającymi wspólną przeszłość i teraźniejszość. Aktualnie autor bloga niestety zawiesił jego prowadzenie, przenosząc się na fb. 
A sam blog powstał  w 2009 roku jako kontynuacja tej właśnie książeczki. zawierającej ponad 100 starych fotografii wraz z ich współczesnymi odpowiednikami.  Chociaż przeglądając teraz po raz kolejny ten albumik (to mi się nigdy nie znudzi),  znalazłam kolejne zmiany, powstałe już po wydaniu książki - na przykład okolice dworca Łódź Fabryczna.

Obecnie można już znaleźć w internecie wiele stron publikujących stare zdjęcia, więc przybywa osób amatorsko  bawiących się w takie składanki (z lepszym lub gorszym skutkiem). Ja też coś robię, ale na razie z braku czasu mam fazę początkową. Chociaż moje współczesne zdjęcia są takie sobie i  oczywiście nie zamierzam nawet próbować dorównać technicznemu mistrzostwu i precyzji ustawienia zdjęć przez autora.

Mam jedną, ale za to wielką pretensję do wydawnictwa - format książeczki.
Tak, bo to jest książeczka...  zaprojektowana w nietypowym rozmiarze. Nie znam technicznych numerków - ja widzę kwadratową okładkę (15x15cm). A biorąc pod uwagę, że zdjęcia w środku  są jeszcze mniejsze, to wystarczy do złego humoru czytelnika oglądającego takie maleństwa. Tak wiele szczegółów ucieka, są nieczytelne... a fotografia potrzebuje przestrzeni, żeby mogła oddać jak najwięcej. Pewnie zagrały tu względy ekonomiczne, ale tego rodzaju oszczędzanie - w domyśle "większy format, większa cena, więc mniej osób kupi książkę", mnie nie przekonują. Nie w przypadku tego rodzaju wydawnictw.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz